Tajemnica lotu Rufolfa Hessa
Na temat lotu Rudolfa Hessa przeczytałam wiele książek i artykułów. Jest to jedna z bardziej tajemniczych spraw w historii II wojny światowej. Rudolf Hess był jednym z czołowych nazistowskich przywódców i jednym z najbliższych współpracowników Hitlera. Do roku 1941 był trzecią osobą w III Rzeszy. W procesie w Norymbergii został skazany na dożywocie, a karę odbywał w berlińskim więzieniu Spandau. Był jego ostatnim więźniem. W świetle zebranych przez wielu historyków i naukowców dowodów, można powiedzieć jedno na pewno. Człowiekiem, który 17 sierpnia 1987 popełnił samobójstwo w Spandau nie był Rudolf Hess.
10 maja 1941 roku o godzinie 17:45 Rudolf Hess wystartował swoim Messerschmitt 110 z lotniska w Augsburgu i poleciał samotnie do Wielkiej Brytanii. Oficjalnie leciał tam po to, by wynegocjować pokój z tym krajem. Chciał dzięki temu wrócić do łask Hitlera. Ich stosunki ostatnio nie układały się najlepiej. Gdy Hitler dowiedział się o locie swojego zastępcy miał dostać szału. Szybko wydano oświadczenie, w którym stwierdzono, że Hess zwariował. Oficjalnie Hitler miał nic nie wiedzieć o tym locie. Tak, jak i inni najwyżsi dostojnicy III Rzeszy. Jednak z dużą dozą pewności można uznać, że Hermann Goering wiedział o tym locie o wiele więcej niż przyznawał. Po pierwsze, nie wydawał się zaskoczony na wieść o locie Hessa. Karlheinz Pintsch, adiutant Hessa, twierdził, że w dniu odlotu swojego szefa do Anglii, około 21 zadzwonił do Ministerstwa Lotnictwa, jednak w Ministerstwie kategorycznie temu zaprzeczono. Pintsch w dniu odlotu robił również zdjęcia na lotnisku w Augsburgu. Eksperci orzekli, że zdjęcia prawdopodobnie robione były faktycznie w dniu odlotu. Przemawiała za tym pogoda widoczna na zdjęciach oraz kont nachylenia promieni słonecznych, które wskazywały właściwą godzinę odlotu Hessa. Na jednym ze zdjęć widać numer samolotu: 3526. Tymczasem samolot, który rozbił się w Szkocji nosił numer 3869. To można, jednak łatwo wyjaśnić. Zdjęcia wcale nie musiały być zrobione w dniu odlotu. Wiadomo, że już wcześniej Hess podejmował próby wystartowania do Wielkiej Brytanii. Zrobił to dwukrotnie, jednak za każdym razem wracał w związku z awariami aparatury. Wiadomo również, że samolot, którym Hess odleciał do Anglii nie posiadał dodatkowych zbiorników paliwa. Po drodze musiał, więc gdzieś tankować i prawdopodobnie zrobił to gdzieś w Holandii. Jednak sam Hess twierdził, że tego nie robił. Ba, przez prawie 40 minut latał sobie w pobliżu Szkocji robiąc kółka, bo jak twierdził, czekał na zmierzch. Niezły sposób na marnotrawienie bezcennego paliwa. Gdyby faktycznie na tankował, jak twierdził, owszem mógłby dolecieć do Szkocji, ale podczas tego 40-minutowego bezsensownego latania, paliwo zwyczajnie by mu się skończyło.
Istnieje zeznanie majora Adolfa Gallanda, który twierdził, że tego wieczora dzwonił do niego sam Goering i kazał mu zestrzelić samolot Hessa. Później Galland twierdził, że samolotu nie znalazł. Te zeznanie można jeszcze wykluczyć bo oficjalnie Goering przecież nie wiedział o locie, a nawet gdyby wiedział, dzwoniłby do jakiegoś majora karząc mu zestrzelić jakiś samolot?
Nie można, jednak zignorować zeznać samego Hessa. Rudolf Hess to lotnik z długoletnim doświadczeniem. Tymczasem człowiek, który rozbił się po 22 gdzieś w Szkocji, jasno wykazywał, że tego doświadczenia zwyczajnie nie posiada:
- twierdził, że nie wiedział, jak wyskoczyć z samolotu ze spadochronem, rzecz absolutnie podstawowa, którą wiedzieć po prostu musiał
- po drugie Hess miał wylądować na lotnisku księcia Hamiltona. Hess doskonale wiedział, gdzie ono się znajduje, jednak człowiek, który przyleciał do Szkocji nie miał o tym pojęcia
- z zeznań Hessa wiemy, że leciał on pierwszy raz samolotem Messesmith 110, jednak wiemy, że to nie prawda. Hess doskonale znał te samoloty i nie raz nimi latał.
To wszystko można jeszcze przekreślić. Stwierdzić, że Hess faktycznie doznał jakiejś amnezji, którą zasłaniał się na procesie w Norymberdze. Albo miał inny motyw, by ukryć to wszystko, co wiedział. Ale jak wytłumaczyć, że przez 28 lat Hess nie przyjął w więzieniu żadnego członka rodziny? A kiedy już to zrobił jego własna żona miała problem, by go rozpoznać. Jego głos był całkowicie inny, co jeszcze można przypisać upływającym latom.
Rudolf Hess miał popełnić samobójstwo w Spandau. Powiesił się na kablu od lampki nocnej zawieszonym na klamce od drzwi szopy. Człowiek, który cierpiał na poważny artretyzm i liczył sobie 92 lata, wytrwał kabel z lampki nocnej do czego potrzeba, jednak jakiejś siły, a potem się na nim powiesił.
Na końcu najważniejszy argument, który przemawia za tym, że człowiekiem w Spandau nie był Hess. Podczas sekcji jego zwłok nie odnaleziono na jego ciele blizn, które Hess posiadał od czasów I wojny światowej. Zdjęcie rentgenowskie nie wykazały również żadnych śladów postrzału, który Hess otrzymał w żebra. Kim więc był człowiek, który był ostatnim więźniem Spandau?
10 maja 1941 roku o godzinie 17:45 Rudolf Hess wystartował swoim Messerschmitt 110 z lotniska w Augsburgu i poleciał samotnie do Wielkiej Brytanii. Oficjalnie leciał tam po to, by wynegocjować pokój z tym krajem. Chciał dzięki temu wrócić do łask Hitlera. Ich stosunki ostatnio nie układały się najlepiej. Gdy Hitler dowiedział się o locie swojego zastępcy miał dostać szału. Szybko wydano oświadczenie, w którym stwierdzono, że Hess zwariował. Oficjalnie Hitler miał nic nie wiedzieć o tym locie. Tak, jak i inni najwyżsi dostojnicy III Rzeszy. Jednak z dużą dozą pewności można uznać, że Hermann Goering wiedział o tym locie o wiele więcej niż przyznawał. Po pierwsze, nie wydawał się zaskoczony na wieść o locie Hessa. Karlheinz Pintsch, adiutant Hessa, twierdził, że w dniu odlotu swojego szefa do Anglii, około 21 zadzwonił do Ministerstwa Lotnictwa, jednak w Ministerstwie kategorycznie temu zaprzeczono. Pintsch w dniu odlotu robił również zdjęcia na lotnisku w Augsburgu. Eksperci orzekli, że zdjęcia prawdopodobnie robione były faktycznie w dniu odlotu. Przemawiała za tym pogoda widoczna na zdjęciach oraz kont nachylenia promieni słonecznych, które wskazywały właściwą godzinę odlotu Hessa. Na jednym ze zdjęć widać numer samolotu: 3526. Tymczasem samolot, który rozbił się w Szkocji nosił numer 3869. To można, jednak łatwo wyjaśnić. Zdjęcia wcale nie musiały być zrobione w dniu odlotu. Wiadomo, że już wcześniej Hess podejmował próby wystartowania do Wielkiej Brytanii. Zrobił to dwukrotnie, jednak za każdym razem wracał w związku z awariami aparatury. Wiadomo również, że samolot, którym Hess odleciał do Anglii nie posiadał dodatkowych zbiorników paliwa. Po drodze musiał, więc gdzieś tankować i prawdopodobnie zrobił to gdzieś w Holandii. Jednak sam Hess twierdził, że tego nie robił. Ba, przez prawie 40 minut latał sobie w pobliżu Szkocji robiąc kółka, bo jak twierdził, czekał na zmierzch. Niezły sposób na marnotrawienie bezcennego paliwa. Gdyby faktycznie na tankował, jak twierdził, owszem mógłby dolecieć do Szkocji, ale podczas tego 40-minutowego bezsensownego latania, paliwo zwyczajnie by mu się skończyło.
Istnieje zeznanie majora Adolfa Gallanda, który twierdził, że tego wieczora dzwonił do niego sam Goering i kazał mu zestrzelić samolot Hessa. Później Galland twierdził, że samolotu nie znalazł. Te zeznanie można jeszcze wykluczyć bo oficjalnie Goering przecież nie wiedział o locie, a nawet gdyby wiedział, dzwoniłby do jakiegoś majora karząc mu zestrzelić jakiś samolot?
Nie można, jednak zignorować zeznać samego Hessa. Rudolf Hess to lotnik z długoletnim doświadczeniem. Tymczasem człowiek, który rozbił się po 22 gdzieś w Szkocji, jasno wykazywał, że tego doświadczenia zwyczajnie nie posiada:
- twierdził, że nie wiedział, jak wyskoczyć z samolotu ze spadochronem, rzecz absolutnie podstawowa, którą wiedzieć po prostu musiał
- po drugie Hess miał wylądować na lotnisku księcia Hamiltona. Hess doskonale wiedział, gdzie ono się znajduje, jednak człowiek, który przyleciał do Szkocji nie miał o tym pojęcia
- z zeznań Hessa wiemy, że leciał on pierwszy raz samolotem Messesmith 110, jednak wiemy, że to nie prawda. Hess doskonale znał te samoloty i nie raz nimi latał.
To wszystko można jeszcze przekreślić. Stwierdzić, że Hess faktycznie doznał jakiejś amnezji, którą zasłaniał się na procesie w Norymberdze. Albo miał inny motyw, by ukryć to wszystko, co wiedział. Ale jak wytłumaczyć, że przez 28 lat Hess nie przyjął w więzieniu żadnego członka rodziny? A kiedy już to zrobił jego własna żona miała problem, by go rozpoznać. Jego głos był całkowicie inny, co jeszcze można przypisać upływającym latom.
Rudolf Hess miał popełnić samobójstwo w Spandau. Powiesił się na kablu od lampki nocnej zawieszonym na klamce od drzwi szopy. Człowiek, który cierpiał na poważny artretyzm i liczył sobie 92 lata, wytrwał kabel z lampki nocnej do czego potrzeba, jednak jakiejś siły, a potem się na nim powiesił.
Na końcu najważniejszy argument, który przemawia za tym, że człowiekiem w Spandau nie był Hess. Podczas sekcji jego zwłok nie odnaleziono na jego ciele blizn, które Hess posiadał od czasów I wojny światowej. Zdjęcie rentgenowskie nie wykazały również żadnych śladów postrzału, który Hess otrzymał w żebra. Kim więc był człowiek, który był ostatnim więźniem Spandau?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz