Tragedia na Przelęczy Diatłowa


Zaczęło się niewinnie. Grupa dziewięciu studentów Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Swierdłowsku (obecnie Jekaterynburg) 25 stycznia 1959 roku wyruszyła na wyprawę narciarską, by zdobyć szczyt góry Otorten, która znajduje się w pasmie górskim Uralu. Skończyło się tragicznie. Ich ciała znaleziono na zboczu góry Cholat Sjakl. To jedyne co wiemy na pewno. Choć od tragicznej śmierci tych młodych ludzi minęło ponad 50 lat, wciąż nie wiemy, co tak naprawdę się stało.
W skład grupy wchodzili:
Igor Diatłow – student wydziału radiowego, 23 lata;
Zinaida Kołmogorowa – studentka wydziału radiowego, 22 lata;
Ludmiła Dubinina – studentka ekonomii, 21 lat;
Aleksandr Kolewatow – student wydziału geotechnicznego, 25 lat;
Rustem Słobodin – student wydziału inżynierskiego, 23 lata;
Jurij Kriwoniszczenko – student wydziału inżynierskiego, 24 lata;
Jurij Doroszenko – student ekonomii, 21 lat;
Nikołaj Thibeaux-Brignolle – student wydziału inżynierskiego, 24 lata;
Siemion Zołotariow – przewodnik, 37 lat;
Jurij Judin – student ekonomii, 21 lat, zmarł 27 kwietnia 2013 roku i zgodnie z jego ostatnią wolą został pochowany 4 maja w Jekaterynburgu na cmentarzu Michajłowskim, w miejscu gdzie spoczywają ciała uczestników wyprawy
Jurij Judin jest jedynym uczestnikiem wyprawy, który przeżył. 28 stycznia zachorował i musiał wracać do domu. To co stało się potem, zostało odtworzone na podstawie dziennika, który prowadziła grupa oraz zdjęć, które robili studenci podczas wyprawy. Wszystko wskazuje na to, że w środku nocy, prawdopodobnie z 1 na 2 lutego 1959 roku, studenci rozdarli namiot, w którym nocowali od środka i w niekompletnym odzieniu przy mrozie ok. -18 stopni, opuścili namiot. Śledczy prowadzący śledztwo doszli do wniosku, że jeden ze studentów opuścił namiot, czegoś się przestraszył i zaalarmował resztę.
Igor Diatłow
Wedle planu grupa miała 12 lutego przesłać telegram do klubu sportowego, że wyprawa się udała. Nikt nie zmartwił się, gdy telegram na czas się nie pojawił. Rodziny studentów podniosły alarm dopiero 20 lutego. Uniwersytet, na którym studiowali studenci wysłał w Ural ekipę poszukiwawczą. Ratownicy na obóz natknęli się 26 lutego. Znaleźli rozcięty namiot. W środku znajdowały się rzeczy studentów. W głębokim śniegu odkryto ślady bosych lub niekompletnie odzianych stóp ośmiu lub dziewięciu osób. 1.5 km od namiotu natrafiono na pierwsze dwa ciała. Dwaj mężczyźni zmarli z wychłodzenia. Odziani byli tylko w bieliznę. 300 metrów dalej leżało ciało Diatlowa, przywódcy grupy, 180 metrów dalej kolejne ciało, 150 metrów dalej kolejne. Pozostała czwórkę odnaleziono dopiero w maju, gdy śnieg stopniał na tyle, by odsłonić ciała, które znajdowały się w leśnej rozpadlinie, 75 metrów od miejsca, w którym znaleziono dwa pierwsze ciała. Odnalezione zwłoki nosiły ślady ciężkich obrażeń, jakich doznaje się przy wypadku samochodowym. Jednej z kobiet brakowało języka.
Nie udało się ustalić dlaczego grupa doświadczonych studentów w środku nocy opuściła namiot i przez około dwie godziny nie odważyła się do niego wrócić.
Na przestrzeni lat mnożyło się wiele teorii spiskowych. Podejrzewano Mansów, dla których góra, na której znaleziono ciała, była górą, która miała znajdować się w obrębie ich terytorium. Jednak w obozowisku nie znaleziono żadnych innych śladów prócz śladów studentów. Uważa się również, że studenci w nocy usłyszeli hałas, który mogli mylnie wziąć za lawinę. Jednak stok, na którym znajdował się namiot był zbyt płaski, by mogła z niego zejść lawina. Twierdzono, że to mogło być UFO albo yeti. Członkowie ekspedycji, którzy w dniu tragedii przebywali 50 km dalej, twierdzili że widzieli dziwne pomarańczowe kule, które mogły być owocem jakiegoś eksperymentu wojskowego. Co ważne ubrania ofiar nosiły ślady radioaktywności, a osoby, które brały udział w pogrzebach ofiar, mówiły, że ich skóra przybrała dziwną, pomarańczową barwę, a włosy posiwiały.
Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, co przyczyniło się do śmierci studentów. Akta sprawy na wiele lat utajniono, ale o całej sprawie nie zapomniano. Co roku na cmentarzu w Jekaterynburgu, gdzie podchowano ofiary, zbiera się grupa znajomych i członków rodzin ofiar, by uczcić ich pamieć. Zaś przełęcz, na której znaleziono ofiary nazwano Przełęczą Diatłowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Zagadki historii , Blogger